Opowieści himalajskie cz.11

2015.08.13

 

Dzień 2.  Dymy.

 

          W nocy kilkakrotnie czuliśmy wstrząsy. Nasza nepalska epika już skontaktowała się z rodzinami. Ci, którzy stracili bliskich lub dowiedzieli się, że bliscy są ranni odchodzą. Widać jak w Arughat, po drugiej stronie doliny lądują helikoptery.  Dorji  (nasz przewodnik) już wie, że turyści ewakuują się do Kathmandu. Wiemy też, że helikoptery niekoniecznie zabierają rannych do szpitali . Turyści mają dobre ubezpieczenia i to oni ewakuowani są w pierwszej kolejności.  My też mamy dobre ubezpieczenie, ale nikomu nie przychodzi do głowy taki pomysł. Helikopterów jest mało a rannych bardzo dużo.  Decyzję podejmujemy razem – nic nam się nie stało, mamy namioty i kuchnię, czyli jesteśmy samodzielni. Idziemy na wschód w kierunku Kathmandu. Mamy telefon satelitarny – dzwonimy do Polski – żyjemy, nic nam się nie stało, idziemy ale może nie być kontaktu. Nasi doktorzy wyciągają apteczkę i tak zaczyna się funkcjonowanie naszego prowizorycznego „medical post”. Co można zrobić mając tylko apteczkę na „łatwy  trekking”. Można  dużo. Można również płakać razem z ludźmi i  można przytulić.  W wielu miejscach snują się dymy. To stosy pogrzebowe. Niektórzy nie mogli  spalić  swoich zmarłych, bo zostali  oni pogrzebani pod zwalonymi domami jak pod kamiennymi lawinami.  

 

 

 

 

cdn.

Ewa Szcześniak

 

 

 

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›