To co widzimy

2018.03.29

 

          Jak mam coś w kieszeni do wyrzucenia to szukam na ulicy kosza na śmieci. Gdy go zobaczę, idę tak, aby go minąć na tyle blisko, żeby wyciągnięta ręka mogła swobodnie wrzucić do niego jakiś odpadek. Przechodzę koło kosza na śmieci i lekko zwalniam, Patrzę na niego, wyciągam rękę i gdy go mijam puszczam odpadek. Potem wracam do marszu jakby nic się nie wydarzyło. Ot zwolniłem nieznacznie przed momentem na chwilę, ale już nie pamiętam po co. Powoli, bez pośpiechu chowam rękę do kieszeni.

 

          Jakbym jej w ogóle z tej kieszeni nie wyjmował.

 

          Fotograf stał prawdopodobnie na jezdni, tuż przy krawężniku dzielącym asfalt od chodnika. A może stał na samym krawężniku? Mogło być i tak, że stał na jezdni, a na krawężniku oparł lewą stopę. Linia krawężnika biegnie równolegle do lewej krawędzi zdjęcia, kadr obejmuje jednak i to co znajduje się na chodniku. Tak, to lewy krawężnik jezdni, ale cały jest zasłonięty przez główną postać uwiecznionej historii. Fotograf zrobił zdjęcie wzdłuż ulicy. Linia prawego krawężnika zaczyna się w połowie wysokości prawej krawędzi zdjęcia i celuje w lewy górny róg. Biegnie skośnie w lewo i niemal zbiega się w dali z linią lewego krawężnika. Po prawej stronie ulicy są jakieś dwu, trzykondygnacyjne budynki z płaskimi dachami. W oddali stoi nieco wyższy, ma chyba siedem kondygnacji. Też ma płaski dach. Kadr nie objął budynków z lewej strony ulicy, a jeśli nawet jakiś by objął to są tam drzewa, które je zasłaniają i dają trochę cienia. Cień drzew widać także na jezdni. Jezdnia jest pusta. W oddali stoi jakaś chyba półciężarówka i postać jakaś. Lub dwie. Jest gorący słoneczny dzień. Może nawet jest parno. Ulica jakich wiele. To jest tło wydarzeń ze zdjęcia.

 

          Na chodniku, po lewej stronie, kilka metrów od fotografa jest żołnierz zwrócony przodem do obiektywu. Poza kadrem jest jego prawe ramie i połowa postaci. Oczy skrywa głęboki cień hełmu, ale na twarzy wyraźnie widać  grymas. Jakiegoś oczekiwania. No tak jakbyś wiedział, że na skrzyżowaniu za sekundę jakieś auto potrąci człowieka, ale… już nic nie zrobisz. Nie ma już sensu najmniejszy twój gest. Do dramatu dojdzie i tak. Zaraz usłyszysz głuche uderzenie i może trzask. Ale dopiero za sekundę, może nawet za ułamek sekundy. Tuż przed obiektywem stoją dwie postacie. Postać z prawej strony stoi przodem do fotografa i ma kraciastą koszulę z krótkimi rękawami. Postać z lewej, stoi tyłem do fotografa, ma jakąś bluzę od munduru i rękawy podwinęła równo nad łokcie. To ta postać zasłania niemal cały lewy krawężnik jezdni. Obie dzieli dystans wyciągniętego ramienia. No może nieco większy, ale zaledwie o kilkanaście centymetrów. Obie widzimy mniej więcej od bioder w górę. Ta po prawej, ta stojąca przodem w kraciastej koszuli to młody mężczyzna. Ręce ma złożone z tyłu. Najprawdopodobniej ma je związane lub skute. Całe jego ciało wykonało niewielki, ale gwałtowny  ruch w lewą stronę. W jego lewą, czyli ku prawej krawędzi fotografii. Gest głową, włosy i materiał kraciastej koszuli  sugerują właśnie to. Niewielki, ale gwałtowny ruch. Natomiast zmrużone oczy i skrzywione usta mówią nam, że organizm zareagował prawdopodobnie na jakiś głośny dźwięk. Huk. Wystrzał, który miał miejsce ułamek sekundy wcześniej przy samym uchu. Dystans dzielący mężczyzn to odległość wyciągniętego ramienia przedłużonego o lufę rewolweru kaliber 38 mm przyłożonego do głowy młodego mężczyzny w kraciastej koszuli. Bang! Odrzut broni uniósł nieco lufę. Żołnierz na chodniku po lewej zacisnął zęby i otworzył usta. Patrzy, może wydał z siebie cichy syk przez zęby przy wciągnięciu do płuc powietrza. Mężczyzna w kraciastej koszuli jeszcze stoi. Wykonał tylko ten niewielki ruch głową w swoją lewą stronę. Właśnie w tym momencie fotograf nacisnął spust migawki. Klik! Kula jeszcze nie uśmierciła człowieka, choć wyleciała z lufy, spust rewolweru wygląda tak, jakby palec wskazujący dociągnął go do końca. Może nawet kula weszła w prawą skroń postaci, a jeśli tak, to nie dotarła do tych najistotniejszych fragmentów mózgu. Ale zaraz tam dotrze i dokona spustoszenia. Człowiek przechyli się i upadnie, a spod głowy zacznie rozlewać się ciepła, lepka krew. Mundurowy zabija człowieka w kraciastej koszuli. Głośne bang i ciche klik. Niemal w jednym momencie. Człowieka nie ma, zdjęcie jest. Kto strzelił? Otóż strzeliła ta postać odwrócona do nas tyłem. Ta w bluzie z podwiniętymi równo rękawami. Ta zasłaniająca niemal cały lewy krawężnik jezdni. Człowiek w mundurze. I on tu jest kluczowym elementem sceny i przy nim chciałem się na chwilę zatrzymać. Z powodu… jego wyrazu twarzy. Patrzy on na uśmiercanego człowieka. Jego wzrok podąża wzdłuż wyciągniętego ramienia. Z tak bliska to nawet nie musiał specjalnie celować. Przystawił lufę do skroni i pociągnął za spust. Widzimy jego plecy i prawy profil głowy. Wymowne jest jeszcze lewe ramię, ale o nim za chwilę. Widzimy jego twarz z boku. Wysokie czoło i krótkie, ale zmierzwione włosy. Nie mogę mu zajrzeć w oczy, ale widzę jego niezwykły wyraz twarzy. Twarz człowieka w mundurze jest… całkowicie beznamiętna. Żaden mięsień nie drgnął. On zastrzelił człowieka bez emocji. Dlaczego bez emocji? Może zabił już tylu, że przestało to na nim robić jakiekolwiek wrażenie? No i jest jeszcze to lewe ramię człowieka w mundurze. Wisi wzdłuż ciała również bez ruchu. Może coś trzyma w dłoni, a może nie. Nawet go nie uniósł. Może był zmęczony, a może czynność jaką wykonuje jest tak rutynowa, że najmniejszy wydatek energetyczny do zabicia człowieka wymaga uniesienia jedynie prawego ramienia? Jego emocje i postawa są takie jak moje, gdy beznamiętnie i bez zbędnych ruchów wyrzucam na chodniku jakiś drobny odpadek do kosza na śmieci. Patrzę na niego, wyciągam rękę i gdy go mijam puszczam odpadek. Potem wracam do marszu jakby nic się nie wydarzyło. Ot zwolniłem nieznacznie przed momentem na chwilę, ale już nie pamiętam po co. Powoli, bez pospiechu chowam rękę do kieszeni. Jakbym jej w ogóle z tej kieszeni nie wyjmował. Więcej emocji wyrażam zabijając muchę przy pomocy ścierki. Więcej emocji wyrażam ścierając ślad tej muchy z szyby lub ze ściany.

 

          Ale czy rzeczywiście zdjęcie przedstawia strzał? Mordercę i ofiarę? Długo się nad tym zastanawiałem i w końcu zacząłem szukać informacji.

 

          Zatem?

 

          Tak. Ten człowiek zginął właśnie w tym momencie. Kula weszła w jego prawą skroń i jeszcze nie wyszła lewą. To właśnie przedstawia ta fotografia. Skąd ta pewność? Otóż… fotograf miał jeszcze kilka klatek w filmie, a obok fotografa, na chodniku, trzy kroki za nim, stał jeszcze operator kamery. Uzbrojony żołnierz, zły człowiek, zabija bezlitośnie bezbronnego cywila. To widać na zdjęciu. Na zdjęciach w zasadzie. I na filmie. Skurwiel musiał mieć w tym jakąś perwersyjną przyjemność. Powinni go za to wsadzić do więzienia albo rozstrzelać.

 

          To jednak nie koniec tej historii, która jest, powiedziałbym, przewrotna i jeszcze bardziej krwawa niż ten pojedynczy strzał w głowę. Mało tego. Uśmiercone są na tej fotografii dwie osoby. Ale po kolei. Zdjęcie wykonał Eddie Adams w Sajgonie w roku 1968, a znane jest ono jako „Saigon execution”.

 

          Zanim dalej opowiem o fotografii i stojącej za nią historii, zrobię dygresję. Pozwolisz? Od czasu do czasu nagrodę Nobla dostaje w jakiejś dziedzinie wybitny specjalista z zupełnie innej dziedziny. I tak w roku 2002 laureatem nagrody Nobla z ekonomii został profesor psychologii Daniel Kahneman. A nagrodę dostał za psychologiczne odkrycia, które podważyły model racjonalności ludzkich osądów i decyzji. Pan Kahneman jest autorem książki „Thinking, Fast and Slow”, która to ukazała się w Polsce pod tytułem „Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym”. Jest to pozycja niezwykła, bo w bardzo przystępnej formie ujawnia wcale nie wesołą prawdę o naszym, ludzkim rozumowaniu. Profesor Kahneman zauważa w niej między innymi, że, mówiąc najprościej, „Istnieje tylko to, co widzimy”. A konsekwencją tego faktu jest kolejne spostrzeżenie autora. Mianowicie „opowieść jest dobra wtedy, kiedy informacje są spójne, a nie wtedy, kiedy są kompletne. Często bywa więc tak, że  im mniej wiemy, tym łatwiej jest nam ułożyć sobie wszystko w spójną całość.” No właśnie.

 

          Póki nie zacząłem szukać informacji co stoi za tym zdjęciem – padłem ofiarą przekazu tej fotografii. Padłem ofiara swojego umysłu. Jak wszyscy w roku 1968 po jej opublikowaniu.

 

          Umundurowany mężczyzna to generał Nguyen Ngoc Loan, dowódca południowowietnamskiej Policji Narodowej. Natomiast zabity, to Nguyen Van Lem, znany wówczas jako Kapitan Bay Lop. Nie był cywilem, tylko oficerem Viet Congu, a dokładnie przywódcą szwadronu śmierci. Zabójcą polującym na oficerów Policji Narodowej Wietnamu Południowego i ich rodziny. Zabijał masowo. A przed oblicze generała Loan’a doprowadzono Lem’a po schwytaniu go przy ciałach kolejnych ofiar. Wielu. Zatem generał Loan wyjał spokojnie z kabury rewolwer Smith and Wesson kalibru 38 mm. Gestem nadgarstka zrobił sobie trochę miejsca wśród mundurowych, podszedł dwa kroki do Van Lem’a, przyłożył powolnym ruchem broń do jego skroni, pociągnął za spust i spokojnie schował broń na powrót do kabury.

 

          Jakby jej w ogóle z tej kabury nie wyjmował.

 

          Potem podszedł do stojącego obok Adamsa i powiedział: „On zabił wielu moich ludzi, i twoich też.” Eddie Adams, jak sam wspomina, nie wiedział do końca co się wydarzy. Sądził że będzie to jakieś przesłuchanie a pistolet będzie jedynie groźbą. Wszystko trwało chwilę. Zdjęcie po publikacji wywołało silną reakcję opinii publicznej. Generał… był skończony. Eddie Adams powiedział później: „Generał zabił członka Viet Congu. Ja zabiłem kamerą generała. Fotografie są wciąż niezwykle potężną bronią na świecie. Ludzie wierzą im, ale fotografie kłamią, nawet bez manipulacji. Są one tylko półprawdą.” No a przecież jak powiedział profesor Kahneman „Istnieje tylko to, co widzimy”, a „opowieść jest dobra wtedy, kiedy informacje są spójne, a nie wtedy, kiedy są kompletne...”. Zdjęcie zrujnowało życie generała Loan’a. Kilka miesięcy po wydarzeniach uwiecznionych na fotografii generał Ngoc Loan był poważnie ranny. W wyniku amputacji stracił nogę. Po tym, jak australijski szpital odmówił leczenia, generał został przetransportowany do USA. Ale i tutaj spotkała go kampania mająca za cel deportację. Na szczęście do deportacji nie doszło. W 1975 roku Loan otworzył w USA małą pizzerię, która działała do 1991 roku, kiedy to ponownie odkryto jego tożsamość i licznymi groźbami zmuszono do jej zamknięcia. Generał Ngoc Loan zmarł w 1998 roku.  Eddie Adams twierdził, że Loan to dobry człowiek, który znalazł się w złej sytuacji i który dramatycznie odczuł wielki wpływ jego fotografii.

 

          Istnieje tylko to co widzimy, a opowieść jest dobra wtedy, kiedy informacje są spójne, a nie wtedy, kiedy są kompletne. Fotografie są półprawdą.

 

          Obaj panowie mają rację.

 

          A za fotografię był Pulitzer. W 1969 roku.

 

Przemysław Spych

 

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›